W "Rzeczpospolitej" z dnia 22 września Marek Migalski, politolog z UŚ argumentuje, że ze względu na to, że w przyszłości cięższe zachorowania na Covid będą dotykać tylko nie zaszczepionych, czy nie należy pobierać opłat za ich leczenie?

Oto jego wypowiedź z którą się SOLIDARYZUJĘ:

Marek Migalski: Władzo, nie bierz zakładników

Zaszczepionym powinno się pozwolić żyć w miarę normalnie i bezpiecznie. Bez lockdownów.

Czwarta fala epidemii koronawirusa nie powinna oznaczać wprowadzenia kolejnego lockdownu. Nie ma ku temu podstaw.

Przyjmijmy na chwilę, że antyszczepionkowcy mają rację – że cała ta epidemia to wielka ściema, spisek Billa Gatesa, pazernych firm farmaceutycznych i nastających na nasze swobody rządów państw zachodnich. Że żadnych zgonów na covid nie ma, a osoby przebywające w szpitalach to podstawieni statyści. W takiej perspektywie na jakiekolwiek zamknięcie gospodarki nie ma miejsca, byłoby to bowiem ograniczenie naszej wolności i realizacja niecnych planów tych, którzy od wieków nastają na prawa obywateli. To jasne.

Byłoby swoistym zwycięstwem antyszczepionkowców, gdyby ich niefrasobliwość i głupota spowodowały uwięzienie nas po raz kolejny w naszych mieszkaniach i domach.

Ale nawet jeśli porzucimy tę – przyznajmy, paranoiczną – wizję i założymy, że jednak lekarze mają rację i koronawirus zabija: czy także i wówczas powinniśmy przyzwolić na kolejny lockdown? Wydaje się to co najmniej dyskusyjne.

W Polsce szczepionkę przyjęła ponad połowa populacji. Jeśli dodamy tych, którzy przeszli chorobę, daje to liczbę około 60–70 proc. osób odpornych na wirusa. Jeśli wierzyć medykom i naukowcom (w tej części artykułu stosujemy już tę oczywistą postawę metodologiczną), większość z nas jest prawie w 100 proc. zabezpieczona przed śmiercią na covid i w ponad 90 proc. pewna, że nawet nie trafi do szpitala w wypadku zakażenia się wirusem.

 

Nie ratować nikogo na siłę

 

Kto zatem będzie trafiał jesienią na SOR? Ludzie, którzy byli albo na tyle leniwi, albo na tyle głupi, że nie zdecydowali się na przyjęcie darmowego (sic!) leku ratującego życie. Czy aby na pewno chcemy zamykać gospodarkę, patrzeć na upadki kolejnych przedsiębiorstw, wracać do nauki i pracy zdalnej, siedzieć w domach i przyjmować dodatkowe obostrzenia tylko dlatego, żeby walczyć o życie i zdrowie osób, które same o swoje życie nie chciały zadbać? Byłoby swoistym zwycięstwem antyszczepionkowców, gdyby ich niefrasobliwość i głupota spowodowały uwięzienie nas po raz kolejny w naszych mieszkaniach i domach. I byłoby to drastycznie niesprawiedliwe.

Bo czyż zamyka się autostrady, gdy policja drogowa złapie jakiegoś kierowcę jadącego bez pasów lub motocyklistę bez kasku? Czy po samobójczym skoku jakiegoś nieszczęśnika z dachu wieżowca wstrzymuje się budownictwo wielorodzinne? Czy po śmierci kilku osób w wyniku zatrucia muchomorem państwo zamyka lasy przed wszystkimi innymi obywatelami, a w obliczu setek letnich utonięć zabrania wchodzenia do jezior i morza? Dlaczego zatem jesteśmy prawie pogodzeni z faktem, że już za kilka tygodni rząd będzie wprowadzał lockdown tylko po to, by ratować tych, którzy od pół roku – mimo zachęt, konkursów, wszelkich namów – odmawiali przyjęcia darmowej szczepionki? Jeśli dorośli ludzie świadomie wybierają postawę grożącą utratą życia, to zadaniem państwa na pewno nie jest ratowanie ich na siłę – zwłaszcza kosztem innych obywateli (ich praw, swobód i pracy).

Czy po samobójczym skoku jakiegoś nieszczęśnika z dachu wieżowca wstrzymuje się budownictwo wielorodzinne?

Jakkolwiek brutalnie by to zabrzmiało, ofiarami czwartej fali będą tylko i wyłącznie osoby niezaszczepione. To prawda, że będą zatykać i tak „wąskie gardła" na SOR, zajmować miejsca w i tak zapełnionych szpitalach. Czasami kosztem innych chorych. Dlatego należy się zastanowić po pierwsze nad odpłatnością za ich leczenie i opiekę (jeśli mogli uniknąć hospitalizacji, a tego nie zrobili, to powinni ponosić koszty swojej niefrasobliwości), a po drugie nad kolejnością świadczenia usług medycznych (chyba oczywistym jest, że jako pierwsi powinni być przyjmowani pacjenci zaszczepieni, a potrzebujący innych zabiegów, na przykład kardiologicznych czy onkologicznych). Aby było to możliwe, potrzebne są już teraz zmiany legislacyjne – wszak takie podejście narusza zasadę równości i gdy tylko antyszczepionkowcy zaczną trafiać w stanach krytycznych na Izby Przyjęć, to z całą pewnością będą gardłować za jak najszybszym udzieleniem im pomocy (której wcześniej sami sobie nie chcieli udzielić).

Tego typu rozwiązania prawne mogą budzić wątpliwości, ale czyż kolejne zamknięcie nas wszystkich w domach (z powodu głupoty i niefrasobliwości „koronasceptyków") nie byłoby o wiele bardziej niesprawiedliwe?

Ktoś bardzo złośliwy mógłby napisać, że nadchodząca czwarta fala epidemii (w związku z tym, że zbierze swoje śmiertelne żniwo praktycznie tylko wśród antyszczepionkowców) jest dużą szansą na podniesienie ogólnego poziomu IQ w całej populacji.

Ja mogę jedynie apelować, by władza nie wzięła nas wszystkich na zakładników mniejszościowej grupy „koronaidiotów", której członkowie używają swoich mózgów w sposób co najmniej niewłaściwy. Jeśli chcą umierać, bo zagrożenie wydaje im się wymyślone lub znikome, to rząd nie powinien im w tym przeszkadzać. Byłoby to rozwiązanie ze wszech miar wolnościowe – a tego przecież większość z nich się domaga.

A nam – obywatelom, którzy dopełnili obowiązków wobec siebie oraz bliźnich i zaszczepili się, gdy tylko było to możliwe – niechaj władza pozwoli żyć w miarę normalnie i bezpiecznie. Bez lockdownów i kolejnych ograniczeń.